Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego Rozporządzenie Ministry Barbary Nowackiej z dn. 26 lipca br. dot. zmian w sposobie nauczania religii w szkołach. Zaskarżone zostały szczególnie przepisy mówiące o nauce religii w przedszkolach, szkołach podstawowych oraz ponadpodstawowych prowadzonych przez organy administracji państwowej.
Felieton wyraża zdanie autorów, nie przedstawia stanowiska oraz poglądów Stowarzyszenia.
Zmiany w szkolnictwie
Ministra wprowadziła następujące zmiany:
- obowiązek organizowania lekcji religii szkoła ma zrealizować w momencie, gdy chęć uczestnictwa w takich zajęciach wyraziło co najmniej siedmiu uczniów,
- jeśli zaś zgłosi się mniejsza liczba uczniów, szkoła może zorganizować zajęcia w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej,
- w szkole podstawowej, taka grupa międzyklasowa stworzona dla nauki religii może obejmować uczniów klas I–III, IV–VI lub VII i VIII,
- liczba wychowanków w grupie międzyoddziałowej w przedszkolu, nie może przekraczać 25,
- liczba uczniów w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej w szkole nie może przekraczać 28,
- w przypadku grupy międzyoddziałowej lub międzyklasowej obejmującej uczniów klas I–III szkoły podstawowej 25.
Zobacz także: Aborcja na zaświadczenie od psychiatry typową furtką w prawie [FELIETON]
Julia Przyłębska (Prezes Trybunału Konstytucyjnego, o którym Ministra Nowacka mówi: “nie jest dla nas ciałem, które ma prawo stanowić prawo w Polsce”) postanowiła o tzw. zabezpieczeniu, czyli zawieszeniu w stosowaniu skarżonych przepisów. Episkopat wyraził również obawę w związku z domniemaną redukcją etatów dla katechetek i katechetów. Co na to prawo? Sam konkordat zakłada, iż świeckich nauczycieli religii zatrudnia i finansuje Kościół. Zatem może to właśnie włodarze katoliccy powinni zastanowić się nad lepszą opieką swoich pracowników?
Episkopat ma prawo do wyrażenia opinii na ten temat, jednak nie ma prawa weta wobec rozporządzeń Ministry. Choć jak przystało na kraj cywilizowany, istnieją różne środki do wyrażania swojej opinii lub miejsca do składania zażaleń. Episkopat wybrał drogę sądową — do czego ma prawo konstytucyjne, jak każda instytucja i obywatel — ale nie bezpośrednio, ponieważ zwrócił się z prośbą Małgorzaty Manowskiej.
Barbara Nowacka kontrargumentuje zarzuty, twierdząc, że zaskarżenie do TK rozporządzenia MEN nic nie zmienia. W rozmowie dla PAP stwierdziła: „Ministerstwo stoi na twardym stanowisku, że jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które wyraźnie pokazuje, co jest kompetencjami rządu”.
Jedna lekcja religii wpłynie negatywnie na rozwój duchowy uczniów i uczennic?
Płonne obawy polskiej palestry duchownej. Religia wprowadzona do szkoły jako wielki powrót katolicyzmu po latach radzieckiego zeświecczania, zupełnie odwrotnie do zakładanych rezultatów, stała się tzw.zapychaczem, czyli lekcją, która służy jako dodatkowa godzina spędzona bez celu w szkole. Nauczanie religii powinno zostać całkowicie przeniesione do salek katechetycznych czy innych miejsc praktykowania wiary. Lekcje religii w szkole znacznie różnią się od wyimaginowanego obrazu kleru. Uczniowie nie wykorzystują tychże godzin na zgłębianie wiedzy na temat najważniejszych religii świata. Czas ten spożytkowany jest zazwyczaj na powtarzanie problematyki katolickiej od przedszkola do zakończenia szkoły ponadpodstawowej, co jest sprzeczne z elementarnymi założeniami.
Zobacz także: Unia Europejska wspólnotą polityczną?
Niektórzy zarzucają Barbarze Nowackiej łamanie zapisów konkordatu który, rzekomo mówi o dwóch godzinach religii tygodniowo, czego w owym dokumencie nie ma. Inni zarzucają jej łamanie zasady legalizmu, twierdząc, że wystąpiły nieścisłości prawne w procesie przyjmowania rozporządzenia. Czy zatem Barbara Nowacka zostanie pierwszą Ministrą Edukacji w historii RP postawioną przed sądem za łamanie prawa międzynarodowego? Na ten zapis w historii musiałaby jeszcze trochę zapracować. Dziś nic na to nie wskazuje, poza pretensjami prawicowych, konserwatywnych środowisk.
Reasumując, temat obecności, bądź też nie, religii w szkole nie jest na tyle ważki, aby poświęcać mu aż tyle uwagi. Jak powiedział premier Tusk: “żyjemy w czasach przedwojennych”, w związku z czym powinniśmy skupić się raczej na tematach mających bezpośrednie połączenie z bezpieczeństwem naszego kraju. Sprawa ta stanowić powinna przyczynek do głębszych refleksji na temat rodzaju państwa, jaki chcemy tworzyć. Czy Kościół bez wyraźnie określonych kompetencji sprawczych wobec prawodawstwa krajowego ma kompetencje do decydowania o tym, czego polskie dzieci uczą się w szkole? Czy akty prawne mają być rozpatrywane przez ciało, które uchwałą Sejmu nie posiada takich uprawnień? Czy kreujemy państwo z dykty?