Maraton wyborczy w Wielkiej Brytanii i Francji zakończył się niebezkompromisowym zwycięstwem lewicy. Na wyspach triumf odniosła Partia Pracy, a nad Sekwaną Nowy Front Ludowy.
O ile zwycięstwo Labour Party na wyspach było przewidywane odkąd Premierem został Rishi Sunak, o tyle spektakularny wynik koalicyjnego Nowego Frontu Ludowego we Francji, okazał się dla wielu dużym zaskoczeniem. Dla niektórych wręcz nie lada problemem. Na ile obydwa te sukcesy można ze sobą porównywać? Czy jest to początek odejścia zachodnich państw od szeroko rozumianego centrum? Jak oba te lewicowe środowiska postrzegają swój byt na geopolitycznej mapie Europy? I co te wybory oznaczają dla reszty starego kontynentu?
Duże znaczenie w sukcesie lewicy w obu krajach miały jednomandatowe okręgi wyborcze, ponieważ system wyborczy w Wielkiej Brytanii faworyzuje zwycięzców, zwłaszcza gdy jego poparcie jest równomiernie rozłożone w całym kraju. Właśnie dzięki tej zasadzie, ordynacja pozwoliła Partii Pracy na zdobycie bezpiecznej ilości 63 proc. mandatów, mając 34 proc. poparcia w głosowaniu.
Zgarnij centrum, zgarniesz władzę
Partia Pracy w Wielkiej Brytanii rośnie w siłę i nic nie wskazuje, aby miało się to zmienić. Za tym sukcesem, obok Starmera, stoi szef kampanii oraz jeden z najbliższych współpracowników nowego premiera, Morgan McSweeney. To on opracował strategię na te wybory i zdecydował, aby skupić zasoby oraz wysiłki na okręgach, gdzie walka o mandat była najbardziej zacięta. Nawet kosztem spadku poparcia w miejscach, w których Partia Pracy miała pewne zwycięstwo.
Zobacz też: Okrągły Stół: ustrojowe początki III RP – panel ekspercki 13.03.2024 r.
McSweeney, czerpiąc ze swojego bogatego doświadczenia z londyńskiej polityki lokalnej, doszedł do wniosku, że lewe skrzydło Partii Pracy powinno zostać zmarginalizowane ze względu na zbyt dużą nieprzewidywalność i kontrowersje. Mogłyby one potencjalnie zrazić elektorat umiarkowany. Jego głównym nemesis w partii stał się Jeremy Corbyn, którego pozycję McSweeney wraz ze swoim think tankiem Labour Together – wspieranym przez darczyńców rozczarowanych Corbynem – w porę zaczął osłabiać w oczach decydentów partyjnych, rozpoczynając badania nad tym, jak odebrać mu władzę w partii. Szukał jednocześnie kogoś umiarkowanego, kto mógłby go zastąpić. Teraz, po latach, ta strategia przyniosła zamierzone efekty. A triumf w Wielkiej Brytanii i Francji zwiastują nową erę dla lewicy w Europie.
Problem skrajności
Strategia McSweeney’a przyniosła pozytywne rezultaty w walce o powrót do władzy. Jednak taki manewr niesie za sobą znaczący odpływ bardziej radykalnego elektoratu. Wciąż bowiem żywe wydają się tematy takie jak zredukowanie emisji CO2 do atmosfery, racjonalna transformacja energetyczna państwa, czy problemy imigracyjne ciągnące się od 2015 roku. Zauważalny odpływ stałego, lecz skrajnego elektoratu w stronę bardziej populistycznych i dotąd niesprawdzonych tworów na brytyjskiej scenie politycznej to zjawisko, zagrażające przyszłej stabilności Laburzystów. Z biegiem lat może skutkować osłabnięciem ich pozycji, jeśli nie uda się w krótkim czasie zażegnać problemów gospodarczych i społecznych.
Kandydaci na Premiera
Lewicowa koalicja uplasowała się na pierwszym miejscu, zdobywając 180 mandatów. Taki rezultat nie daje im możliwości samodzielnego utworzenia rządu. Właśnie o taki przebieg wydarzeń zabiegał w swoich kalkulacjach Macron, ponieważ to od niego teraz będzie zależało powierzenie misji tworzenia rządu. Wskazywanie kandydata na premiera jest bowiem wyłączną prerogatywą Prezydenta Republiki Francuskiej. Z prawego skrzydła koalicji Macrona dochodzą głosy, które wzywają go do utworzenia rządu wspólnie z centroprawicą. Chociaż taka koalicja nie miałaby większości bezwzględnej w Zgromadzeniu Narodowym, to uzyskała więcej głosów niż blok lewicowy.
W tym wypadku, zasadnym pozostaje pytanie, jacy kandydaci mają szansę na utworzenie rządu? Głównym wygranym, lecz bez większych szans pozostaje Jean-Luc Mélenchon, ponieważ to jego koalicja lewicy – Nowy Front Ludowy uzyskała najlepszy wynik. Jednak Emmanuel Macron, jeszcze przed wyborami zapowiedział, że nie powierzy mu misji tworzenia rządu. Jego polityczny radykalizm jest bowiem w wielu miejscach drastycznie sprzeczny z polityką jaką Pałac Elizejski prowadził w ostatnich latach. Kwestie takie jak obronność, kryzys przywództwa w NATO i UE, czy kwestia dalszego wsparcia Ukrainy, to tematy w których obaj dżentelmeni nie daliby rady dojść do porozumienia.
Ulubieniec Le Pen
Ostatnim i zarazem najbardziej możliwym scenariuszem, jest ten w którym na stanowisku premiera pozostaje Gabriel Attal, politycznie namaszczony na następcę Emmanuela Macrona. Chociaż ostatnie miesiące nie przysporzyły liberałom dobrej prasy, jego pozycja, tak samo jak w przypadku Jordana Bardella, jest jeszcze w trakcie budowy. Wiele wskazuje na to, że prezydent będzie teraz tak jak nigdy potrzebował zaufanego człowieka, który nie doprowadzi do paraliżu państwa. A jednocześnie będzie akceptowalny przez resztę sił ruchu republikańskiego.
Czy Europa jest skazana na lewicę?
Najbliższe dwa lata będą kontynuacją wyborczego maratonu w pozostałych państwach Europy, a wyniki wyborów we Francji i Wielkiej Brytanii mogą przynieść nam nieoczywiste wnioski jeśli chodzi o najbliższą przyszłość. O ile, wygrana lewicy z Labour Party na wyspach jest bezkompromisowa, o tyle sam program partii i jej obecni liderzy nie sugerują tego, aby dość konserwatywny i antyimigrancki ruch wśród Brytyjczyków miał osłabnąć. Brak charyzmatycznego lidera, w obliczu poważnych wyzwań odziedziczonych po swoich poprzednikach, to scenariusz który możemy obecnie obserwować w Niemczech. Olaf Scholz zdołał zdezawuować wizerunek tamtejszych socjaldemokratów tak bardzo, że postmerkelowska CDU, nie ma dziś problemów z poszerzaniem swojego elektoratu o niedawną bazę zwolenników SPD. Podobnie może być i tym razem, wszystko bowiem będzie zależało od konsolidacji centrum.
Inaczej jednak sytuacja ma się we Francji, gdzie poparcie dla skrajnej lewicy i prawicy, może wkrótce przyćmić umiarkowanych polityków. Lecz to starcie jest póki co odroczone do najbliższych wyborów prezydenckich. Podobnie jak w Polsce, rząd (nieważne przez kogo stworzony), może mieć spory problem w przypadku utrzymującej się kohabitacji. Z perspektywy obecnych elit politycznych, najważniejsze jest jednak utrzymanie obecnego tempa zbrojeń. Muszą też zapewnić sobie takie bezpieczniki prawne, które uniemożliwiłyby radykalną zmianę kursu reform, w przypadku porażki. Sprzeciw wobec masowej imigracji oraz planów dalszej, głębszej integracji europejskiej, jaki coraz częściej obserwujemy w Europie, będzie z czasem zmuszał nawet największych ,,lewicowców” do redefinicji swoich postulatów. wydaje się, że będzie to największym wyzwaniem, jaki będzie musiała podjąć europejska lewica. Pod warunkiem, że będzie chciała poszerzać swoją wyborczą ekspansję na resztę państw starego kontynentu.