KO

Kampania wyborcza KO — podsumowanie

KO w wyborach do Sejmu zdobyła 30,70% głosów. Mimo, że ten wynik nie dał zwycięstwa, to jednak dzięki wysokiemu wynikowi Trzeciej Drogi oraz przekroczeniu progu wyborczego przez Nową Lewicę, formacja Donalda Tuska najprawdopodobniej stworzy rząd — w drugim kroku, bo w pierwszym misja tworzenia została wyznaczona Mateuszowi Morawieckiemu. 

Kampania wyborcza KO opierała się na kilku filarach:

  • próbach konsolidacji środowisk opozycyjnych
  • lobbowania za idea jednej listy wyborczej
  • ujawniania afer rządu PiS
  • składania deklaracji co do rozliczeń członków rządu za podejmowane decyzje
  • konfrontacji z mediami publicznymi oraz politykami PiS

Silni Razem, czyli jedna lista

Od samego początku kampanii można było dostrzec, że twórcy narracji KO w kampanii dążą za wszelką cenę do konsolidacji opozycji. W tworzonym dyskursie zintensyfikowano operowanie hasłami takimi jak: demokratyczna opozycja, zjednoczona opozycja, silni razem. Marsz 4 czerwca, w którym wzięły udział wszystkie ugrupowania polityczne miał na celu zaintonowanie w publicznym dyskursie potencjału, jakim dysponuje Platforma Obywatelska oraz jej lider, czyli Donald Tusk.

Zobacz także: Naszego Facebooka

W mediach społecznościowych oraz w kampanii bezpośredniej politycy KO apelowali o udział w wydarzeniu. Organizowano nawet specjalne zorganizowane wyjazdy autokarami. Była to próba absorpcji, inaczej konsumpcji elektoratu Trzeciej Drogi oraz Nowej Lewicy przez Koalicję Obywatelską. Celem takiego dyskursu było wymuszenie na liderach pozostałych partii opozycyjnych podporządkowanie się KO i stworzenie jednej listy wyborczej.

Do przekazu przedostał się obrazek, w którym żaden z liderów TD i NL nie otrzymał możliwości zabrania głosu. Marsz ten spowodował, że sondażowe wyniki TD spadły w okolice granic 8%, co groziło nieprzekroczeniem progu wyborczego dla koalicji wyborczych. Również notowania Nowej Lewicy spadły. Jednak zgodnie z metodą D’Hondta taka konwencja powodowała, że to PiS zyskiwał na mandatach. 

Polska w naszych sercach i marsz miliona serc KO

Kluczowym aspektem w dyskursie KO podczas kampanii było wykorzystywanie hasła Polska w naszych sercach. Oprócz hasztagu o tej właśnie treści w mediach społecznościowych, politycy tej formacji używali biało-czerwonej przypinki, zapiętej na wysokości klatki piersiowej. Wszystko w myśl zasady — ludzie są bardziej skłonni wierzyć w to, co widzą, niż w to co słyszą. Nie bez przyczyny, wyniki debaty Nixon-Kennedy były inaczej odbierane w telewizji i radio.

Po wydarzeniach związanych z panią Joanną, co do której funkcjonariusze rzekomo przekroczyli uprawnienia po tym, gdy zażyła tabletkę poronną, a w rzeczywistości dostali sygnały o tym, że może planować samobójstwo: 27 kwietnia policja dostała zgłoszenie od lekarza psychiatrii, który poinformował, że jego pacjentka dokonała aborcji i chce popełnić samobójstwo. Natychmiast po tym wydarzeniu partia podjęła decyzję o zorganizowaniu marszu miliona serc 1.10.

Zobacz także: Obywatelu masz głos, czyli obywatelska inicjatywa uchwałodawcza w Polsce

Cel marszu ewaluował w czasie. Początkowo chodziło o wyrażenie poparcia dla kobiet, które nie mogą legalnie dokonać aborcji do 12 tygodnia ciąży i w ogóle o walkę o prawa kobiet. Z czasem jednak sprawa pani Joanny z Krakowa zeszła na dalszy plan. Doszło do zwrotu w strategii kampanii KO. Próby konsumpcji wyborczej TD oraz NL ustały w związku z nieubłaganą arytmetyką wyborczą i regułami działania metody D’Hondta w odniesieniu do warunków panujących na rynku wyborczym.

Marsz był próbą gry na rozłożenie poparcia na trzy bloki wyborcze opozycji. Wśród sympatyków rozpoczęły się nawet akcje dzielenia głosów w rodzinie. Marsz dał jasny sygnał, że sztab KO wyciągnął wnioski i przestał grać na konsumpcję, lecz na koncyliację. Jak pokazały wyniki wyborów, okazała się to być skuteczna strategia. 

Przewodniczący KO blisko ludzi

W dyskursie KO istotnym elementem były spotkania otwarte z przewodniczącym PO Donaldem Tuskiem. Abstrahując od różnego rodzaju zarzutów o zwożenie sympatyków autobusami itp. trzeba uczciwie przyznać, że frekwencja podczas tych spotkań była bardzo wysoka. Obrazki sal wypełnionych po brzegi dostawały się do przestrzeni medialnej. Również formuła spotkań była dostosowana do modelu interakcji. Uczestnicy swobodnie zadawali pytania byłemu premierowi, często nawet niewygodne. 

Zobacz także: Marszałek Sejmu – czyli kim jest druga osoba w państwie

Dyskurs KO oparł się również o konwencję programową, podczas której ogłoszono dokument programowy – 100 konkretów na 100 pierwsze dni rządów. Wiele z nich dotyczyło kwestii rozliczeń polityków PiS. Dyskurs KO, podobnie jak PiSu opierał się na mobilizacji przeciw wrogowi politycznemu. Jednak oprócz kampanii antyPiS, KO była zdolna do przedstawienia oferty programowej oraz zmasowanej ofensywy w kampanii bezpośredniej. 

Również na polu lokalnym, w okręgach wyborczych kandydaci największej partii opozycyjnej prowadzili intensywną kampanię bezpośrednią. Pojawiła się kampania door-to-door, która objawiła się np. poprzez odwiedzanie mieszkań w blokach przez Bartosza Arłukowicza. W Lublinie niezwykle aktywna była poseł Marta Wcisło, która była obecna niemal na każdym większym wydarzeniu, zwłaszcza organizowanym przez PiS.

TVPiS? 

Politycy tej formacji nie unikali modelu konfrontacyjnego. Organizowali konferencje prasowe, podczas których ujawniali, bądź nagłaśniali afery czy nadużycia obecnej władzy. Nie wahali się również na różnego rodzaju eventach dyskutować z politykami PiS. Pojawiali się nawet w miejscach, gdzie PiS organizował konwencję np. w Bogatyni.

Ponadto, cechą charakterystyczną kampanii KO było tworzenie przekazu o TVP jako mediach rządowych – TVPiS, to często używane hasło, określające sposób funkcjonowania Telewizji Polskiej. Trzeba przyznać, że działania członków komitetu KO były bardzo spójne pod tym względem. Konsekwentnie starali się dezawuować rolę dziennikarzy TVP poprzez wdawanie się z nimi w słowne utarczki czy nieodpowiadanie na ich pytania. Za apogeum konfliktu należy uznać zakłócenie konferencji Donalda Tuska przez Michała Rachonia.

Mniejszość niemiecka nie ma zagwarantowanego miejsca w sejmie — Prawa wyborcze i historia wyborów mniejszości w Polsce